Gdzie jest Bóg?

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Gunnar jest najprzeciętniejszym z możliwych bohaterów filmowych: dobry mąż i ojciec, pracowity, reprezentujący przyzwoitą klasę średnią (jak na skandynawskie standardy), może sobie pozwolić na mało skomplikowane szczęśliwe życie. Tylko że wcale nie czuje się szczęśliwy. Znajduje się w klasycznym punkcie, do którego doszły współczesne kraje rozwinięte: beznamiętnym i bezcelowym. Beztrosko grilluje ze znajomymi a w tym samym czasie w Bagdadzie zamachowiec wysadził się w powietrze. Skąd ta smutna refleksja w dostatnim życiu? A w zasadzie, skąd bierze się kryzys bohatera, a tym samym i kryzys cywilizacyjny?

Gunnar zna odpowiedź. Od 11 września 2001 nie wierzy w Boga. W tym krytycznym momencie przestał widzieć sens istnienia nadludzkich sił. Ale jednocześnie porzucił sens własnego życia, który bezskutecznie próbuje wypełnić dwoma samochodami i czterodrzwiową lodówką.

W tej sytuacji jedynym ratunkiem wydaje się ucieczka od zachodniej cywilizacji, żeby móc ponownie tego Boga odnaleźć. Gunnar opuszcza bezpłciową skandynawską socjaldemokrację i wyrusza do egipskiego klasztoru porzuconego gdzieś na pustkowiu. Wraz z nim jedzie tak samo wyprana z emocji trzyosobowa ekipa filmowa, z którą stworzy niecodzienny dokument teoretycznie o życiu pustelników, a tak naprawdę o nich samych.

U mnichów pustyni uderza niebywała pogoda ducha bijąca wprost z ich twarzy. Kontrast ze smutną sylwetką Gunnara mówi sam za siebie - w Europejczyku nie ma życia. Zafascynowany tym zjawiskiem postanawia odkryć sposób na przywrócenie tego pierwotnego szczęścia, w czym pomóc mają mnisi. Kamera powoli obserwuje zachowania, prowadzi dialog z ascetycznym życiem. Równocześnie przyglądamy się skrajnym poczynaniom członków ekipy filmowej. Pozostawieni sam na sam z wewnętrzną pustką, którą nie już mają czym wypełnić, muszą przewartościować swoje dotychczasowe życie.

Film toczy się wyjątkowo powolnie. Ascetycznie, refleksyjnie ale i bez konkretnego wyrazu. Puste proste kadry na granicy koloru, a czasem po prostu w czerni i bieli dodatkowo spowalniają całość produkcji. Odzwierciedlająca pustkę człowieka forma nie jest łatwą i w większości raczej się nie przyjmie. Trudno stwierdzić ile jest w tym szybkiej europejskiej świadomości, a ile przesady w skrajnie subiektywnym przekazie twórców.

Co więc z tym Bogiem? Gunnar nie odnajduje go wszechobecnego, tak, jak się spodziewał. Nie widzi go również u samych mnichów zastanawiając się między ich wiarą w Stwórcę a wiarą w ascetyczne formuły. Nie powróci w pełni do Chrześcijaństwa, ale też nie pozostanie w ateistycznej rzeczywistości. Nadal zagubiony we współczesnym świecie wybierze opcję pośrednią i być może w kontekście filmu jedyną słuszną. Tylko czy ta "słuszność" będzie nam odpowiadała...

Pierwsza myśl po przeczytaniu tytułu recenzji? "@michuk, gdzie jesteś?" Ale spokojnie, już go odnalazłam. :)

Coś w tym jest :D
Tak więc, wedle idei tego filmu - Michuk jest w każdym z nas i musimy go pielęgnować.

Dodaj komentarz