Symfonia na 16 śmieciarek i 24 ludzi

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Co może robić kierowca śmieciarki gdzieś pośrodku Teksasu? Głupie pytanie, oczywiście że tańczyć. Na zakończenie trzeciego dnia festiwalu znalazłem się w obszarach będących niemal żywcem ściągniętych z serii "czego to Amerykanie nie wymyślą" - "Taniec śmieciarek", dokument o powstaniu śmieciowego performancu w Austin.




Na początku był pomysł z kosmosu. Allison Orr, choreografka znana z układów tanecznych min. dla weneckich gondolierów, zainspirowana codziennością postanowiła ze śmieci ułożyć poezję. Pomysł skądinąd nie aż tak oryginalny ani rewolucyjny. W tym wypadku metodą miał być taniec. Tak więc choreografka wraz z pomysłem z kosmosu wybrała się do zakładu oczyszczania w Austin, żeby zaproponować właścicielowi balet śmieciarek. Chyba tylko tak postrzelona osoba jak Orr mogła opisać równie postrzelony pomysł, żeby przekonać do niego kogokolwiek, bo przekonała, choć właściciel śmieje się przez palce. Wraz z kamerą śledzimy jej poczynania w postrzelonym filmie Andrewa Garrisona, doświadczonego wcześniej w dziedzinie dokumentu indywiduami artystów.

Reakcje na koncepcję wykorzystania maszyn w tańcu są zbieżne po obu stronach ekranu. Pojawiający się ludzie w filmie patrzą tylko jeden na drugiego, śmiejąc się do rozpuku i zastanawiając, skąd dealer tej kobiety bierze dla niej towar. Zdeprymowani obecnością "białej" (a profesja ta do "białych" w USA nie należy) skazani są na jej towarzystwo w codziennych pracach. A uparcie adaptująca się w to środowisko Orr tylko wystawia swoje choreograficzne macki, żeby pochwycić najciekawsze osobowości i wykorzystać je w całkiem widowiskowym projekcie.

Film przywołuje w pamięci skojarzenia z pamiętnym "Śmietniskiem". W obu przypadkach autorzy kierują się podobnymi motywacjami: sięgają po zakompleksioną grupę ludzi i chcąc oderwać ich od swoistego tabu, dają narzędzie do wyrażania siebie. W "Tańcu śmieciarek" nie zobaczymy jednak równie rozdzierających, dogłębnie poruszających scen. Sytuacja przedstawianych ludzi jest inna, miejsce jest inne, dlatego metoda też musiała być inna - .po przez śmiech. Niezła dawka sytuacyjnego humoru pod swoją cienką warstwą śmieciowych piruetów kryje jednak ludzkie dramaty, o tyle inne, że od początku przepełnione nadzieją na lepsze jutro.

Wszystko jest tu barwne. Szczęśliwi ludzie, pasjonujące charaktery, zabawne sytuacje. Nawet śmieci wydają się bardziej kolorowe niż zwykle, a masywne maszyny w tańcu zgrabne niczym sportowe auta. Okraszone humorem oraz polotem Orr absurdalne sytuacje z życia wzięte same w sobie są tańcem wśród tańca na łonie teksańskich śmieci. A widownia może tylko przyklasnąć naładowana pozytywną energią.