WIZUALIZACJE: obraz dla wytrwałych

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Jak opowiedzieć o człowieku? Pytanie o tyle proste, co skomplikowane, stawiane od początku człowieczego istnienia. I można powiedzieć, że dzięki danym odpowiedziom wiadomo na ten temat tyle, ile nie wiadomo wcale. Tak też jest z tym filmem i jego jedynym bohaterem. Nie jest czymś nowym, jakąś odkrywczą myślą. Wręcz przeciwnie, czarno-biały, bez dialogów, w surowym nieokreślonym zapisie - koncepcje aż nadto w historii kina opatrzone. A jednak jest w nim coś świeżego. Odprężająca bryza pełna spokoju i opanowania. Czysta obserwacja otaczającego świata, bez kreacji i podniet.

Obserwację tę skręcono prosto, na czarno-białej 16 milimetrowej taśmie poddanej ostremu forsowaniu i konkretnemu zniszczeniu. Tylko ten fakt daje ogromy potencjał surowości obrazu, który w głównej mierze jest statyczną rejestracją zmieniającej się rzeczywistości. Jakby twórca, nie ingerując zupełnie w bohatera, rozstawił gdzieś kamerę i czekał na to, co się wydarzy. Forma doskonale znana przez reżysera i operatora Bena Riversa, który wcześniej w podobnej koncepcji tworzył z powodzeniem krótkie metraże a w Dwóch latach... zdaje się osiągnął apogeum.

Z drugiej strony, ta pozornie prosta i obiektywna pozycja kamery za wiele nam nie powie, przynajmniej dosłownie. Nie poznamy bohatera, kontekstu sytuacji, w której się znajduje, nawet jego umiejscowienia w czasie i przestrzeni. To mogłoby rozgrywać się w dowolnym nadmorskim odludziu na ziemi z opcjonalnych ruchem lewostronnym.

Niekończące się mozolne ujęcia odsłaniają nam scenerię tego nigdzie. Z przygaszonych szarości i mroków kompozycji suspensu Rivers wyławia kolejne elementy z układanki otoczenia głównego bohatera. Eksperymentuje, szuka dosłownych jak i nieokreślonych przestrzeni, które zmontowane luźnymi skojarzeniami zaczynają żyć własnym, ponadczasowym życiem. Co chwilę zbliża się i oddala, manewrując między ogólnym planem otoczenia, mocnym zbliżeniem a detalem, który gra tu istotną rolę. Gdzieś gotuje się woda w czajniku, butelka trzepocze na wietrze, przyczepa campingowa wjeżdża na drzewo. Wszystko precyzyjnie zamknięte w dokładnych powtórzeniowych frontalnych płaszczyznach. Ta momentami klaustrofobiczna wyizolowana przestrzeń nie łamie się nawet przy pojedynczych pionowych ruchach bohatera albo wzdłużnej perspektywie, wręcz przeciwnie, wzmacnia odczucie wyobcowania.

Taka sceneria zmusza do skupienia. Każdy przedmiot, gest może coś oznaczać w tym pozbawionym narracji i tłumaczeń tworze. O ile mniej cierpliwy widz już dawno usnął, ten wytrwały będzie zmuszony kombinować. Zestawiać te wszystkie nawet minutowe ujęcia według własnego klucza, bo obiektywny twórca chowa się za zdystansowaną kamerą, dając tylko ulotne wskazówki w postaci porozrzucanych na stole fotografii pełnych wspomnień.

A może wcale tak obiektywnie nie jest? Może Rivers dokładnie skatalogował ten chaos przestrzeni w jednostajną wizualnie strukturę? Stworzył harmonijnie dopełniające się prostokątne kształty, nadał tempo, odizolował ten świat w zamkniętej spłaszczonej przestrzeni. Wreszcie, dodał różne muzyczne tła, które w połączeniu z nieokreślonymi kadrami dają surrealistyczny efekt. To jego minimalistyczny klucz na historię tego człowieka. Na jego pustkę opowiedzianą obrazem bardzo wymagającym, ale pięknym.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Wizualizacje to pomysł na serię recenzji skupiających się wokół wizualnej warstwy filmu. Nie mam pojęcia, jaką powinny przybrać formę, ale wiem, że moje fotograficzne analizowanie obrazu musi znaleźć swoje ujście. Uznajmy to za teaser, być może, czegoś dla mnie nowego.

Zwiastun: