exellos

napisał o Wyspa kukurydzy

Mało wciągająca i niewiele wnosząca historia o konflikcie wojennym, pokoleniowym i płciowym. Niewiele pada tu zdań, a i lepiej by było, gdyby większość kwestii w ogóle opuścić. Rutynę zdarzeń i przestrzeni ogrywa kamera, która z jakiegoś powodu jeździ wokoło jak szalona kombinując z kolejnymi ujęciami i nie przystając zupełnie do statycznego rytmu historii. Ale widocznie trzeba było ją w ten sposób zdynamizować, bo sama opowieść by nie wystarczyła. W przeciwieństwie do korespondencyjnego rolniczo-wojennego filmu "Mandarynki", gdzie w gruncie rzeczy ta sama historia ogrywa się sama.